F., Szkoła Tantry Serca, 2-letnia Formacja Psychodynamiki Relacji i Komunikacji Ciała, sp. 3, 2023

Jak opisać szczęście? Czym to jest tak w ogóle?Jak ja się cieszę, że jednak przyjechałem 💜

A tu spisałem to, co mi dzisiaj przyszło na porannym spacerze —

Jak opisać szczęście? Czym to jest tak w ogóle?

Na pewno go dotknąłem przez ten tydzień w Nowej Morawie. I na pewno jest ono teraz ze mną, we mnie. A miałem wątpliwości. Wahałem się, czy przyjeżdżać po raz trzeci. Duże były te wątpliwości, i coraz to i nowe, bo i umysł co chwilę podsuwał nowe pomysły, dlaczego nie warto. Nie dlatego, że jest ciężko, albo że się bałem, że będzie cieżko, albo że myślałem, że coś będzie nie tak. Chyba przede wszystkim dlatego, że było dobrze. A jak wygodnie jest czasami rozsiąść się leniwie na wygodnej kanapie o nazwie “jest dobrze” i już się nie męczyć więcej.

“Męczyć”. No właśnie. Bo teraz, spacerując wśród drzew, lądując powoli w codzienności, nie przypominam sobie żadnego “męczenia się” przez ten tydzień. Pamiętam zabawę, taniec, radość, żarty, śmianie się, emocje, ruch, serce, gardło, czułość, dotyk, spojrzenia głęboko w oczy, długie przytulenia, i lanie się wodą. Pamiętam życie.

Słowa tu tak naprawdę zawodzą. Nie są w stanie wyrazić tego, co naprawdę się dzieje, co się wydarzyło.

Pamiętam dźwięk. Dźwięk, który nagle tak pięknie wyrażał to, co w tamtym momencie było we mnie. I tak pięknie zawierał w sobie to wszystko, co wtedy miałem — emocje, uczucie, stany, kolory, temperatury, wibracje — i wszystko inne też. Nie znałem wcześniej tego dźwięku, albo kompletnie go zapomniałem. Jakbym nie znał wcześniej siły mojego głosu, swoich możliwości wyrażania się, przekazywania tego całego piękna, co w środku. A może sam bałem się to dostrzec? Bo słowa… tak… słowa zawodzą. Zdania, myśli. Koncepty i teorie. Wszystko to sprowadza tylko na ziemię i wpycha to piękno w jakieś znane ramy i konstrukty. A po co? Dlaczego? Czy warto? Nie szkoda tego piękna? Ja jeszcze nie chcę na ziemię, jeszcze chociaż przez chwile – nie

To pamiętam najżywiej z tego tygodnia.

Te momenty.

Ten nowy dźwięk. Krzyk. Pełniejszy głos mojego gardła.

Ciało zaczyna ruszać się inaczej, w nieznany mi dotąd sposób. Płynie.

W piersiach jest nagle jakby więcej miejsca na powietrze. Oddycham pełniej.

Czuję serce. Czuję, jak bije. Czuję, ile może przyjąć. Czuję, jak wiele ma do dania.

Tyle.

Niby tylko tyle.

Ale tak naprawdę, aż tyle.

Szczęście, pełnia, ruch.

Ten ruch to jest chyba potrzebny, żeby tego szczęścia dotknąć. Ciągły ruch. Ten w tańcu, ten w górskim potoku, w lesie, na niebie, i ten w życiu. Jak warto się ruszyć, albo pomóc temu ruchowi, albo chociaż — jak warto z nim nie walczyć.

A teraz czas na powrót na ziemię. Spokojny, łagodny, bez poczucia straty, chociaż z dużym — tęsknię. Wszystko jest znów inne. Jest dobrze, ale nie chce zostać w tym “jest dobrze”. Idę powoli dalej. I czekam na to, co będzie. Wypatruję nieznanego. W zaufaniu. W końcu szczęście to ruch. To czekanie na to, co będzie, jest piękniejsze, niż jakikolwiek wykoncypowany cel czy założenie.

Siadam wiec na plaży, porzucając obawy, myślenie, i nawet i to czekanie. Kawa smakuje tak dobrze. Słońce grzeje  twarz, a wiatr głaszcze czule. “Nie czuję w ciele żadnego bólu. Prostuję się, widzę niebieskie morze i żagle.”

Dziękuję.

F.