Paulina, Szamańska Tantra w Indiach 2024
Refleksja z transformacji w Indiach, Bo nie mogę tego nazwać „warsztatem”.
Nie wiem, od czego zacząć, ani czym skończyć, ponieważ każdy dzień dawał mi ogrom życiodajnej radości, zabawy i odwagi. Coś zmieniło się w moim ciele na poziomie fizycznym. Odkryłam miejsce w moim brzuchu, które od lat ściskałam napinając je. Wcześniej tego nie zauważyłam. Dopiero rytuał, w którym byliśmy zakopani ziemią mi to miejsce pokazał. Przez wiele dni po powrocie do kraju czułam, jak ciało uzdrawia to miejsce (nie zawsze było to przyjemne, ale wiedziałam że to tlen dochodzi tam, gdzie do tej pory było go mniej). Uzdrawianie – to chyba jedno ze słów, które bardziej pasuje niż „warsztat”. Było to uzdrawianie ciała, duszy, ale również ego, mojej małości i poczucia oddzielnia od świata. To spotkanie pozwoliło mi poczuć pępowinę, która każdego dnia łączy mnie z Matką Ziemią oraz Ojcem Słońce. Poczuć fizycznie, nie jakieś czary – mary i ashwaganda… To uzdrawiane dotyczy również mojej relacji z partnerem i tak osadziła się we mnie pewność, że spotkaliśmy się, by razem tworzyć wspaniałe rzeczy. I że razem tworzymy niepowtarzalną energię, która może zasilić świat.
Zauważyłam również, że gdy oddaję całą swoją energię, bez skąpstwa, dla całego świata, jak słońce, jak bateria która zasila, to energia wędruje gdzieś, gdzie jest najbardziej potrzebna, bo ma swoją mądrość i intuicję. I ja wcale nie powinnam decydować i napinać się na efekty czy konkretne skutki. I gdy tak na prawdę daję z siebie, ofiarowuję światu, robi się miejsce we mnie. Wtedy Wielka Bogini wnika przez pory całego mojego ciała i obficie napełnia każdą komórkę energią swojej pełni.
No i ta woda! Woda, która była wszędzie, którą słyszałam, czułam ciałem i węchem, którą czułam w ciele, jak nigdy. Czułam, że jestem wodą. Od koniuszków palców po czubek głowy. A nawet po końce włosów, i jeszcze dalej. Bo ten ocean przecież na mnie się nie kończy… Ani nie zaczyna się ode mnie..
Droga Bogini, niezmierzona,
rozpuść me troski,
ciała bóle i smuteczki.
Płynny piasku,
weź z odpływem me troski, weź ciężary.
Oddaję się Tobie, o Wielka Matko
Pod wodą zaśpiewam i zatańczę dla Twych dzieci.
Z zamkniętymi oczami inaczej słychać morze:
Jego siłę, moc, potęgę.
Huk w ogromnej niezmierzonej przestrzeni odbija się echem po tafli.
Spienione końcówki fal włosów wchodzą na brzeg
I zagarniają piasek z siłą hektolitrów,
Niezmierzonych ton wody.
Pierwszy raz poczułam taki respekt,
Swoją małość – ziarenka piasku
Ale naraz też i połączenie z tą wodą,
Która i we mnie jest.
Dziękuję Wam Gayu, Mario, Saszko, Aleksando, Szymonie, Magdaleno, Aniu, Julio za obecność, czujność, nonkonformizm, ogromne serca i poczucie humoru!
No i cóż – polecam takie uzdrawianie! Kroplówka ze słońca, tabletka z arbuza, zalecenia od małp i mrówek… i najbardziej kompetentni przewodnicy (szamani, nauczyciele, tantrycy) w tej długości geograficznej! Do zobaczenia niedługo!