Anna, warsztat tantryczno-szamański „Wędrówka Zakochanych”, 2017
Najmocniejszy warsztat w moim życiu. Spotkanie z prawdą o sobie. I tą piękną, wyzwalającą, przekraczającą moje najśmielsze marzenia i tą, która jest bolesna i przykra. Połączenie wszystkich aspektów mnie w jedną całość. I kiedy już jestem tą połączoną mną, jestem 'nikim’, takim fajnym 'nikim’, który ma dużą wartość dla świata. 'Nikim’, na kogo świat i ludzie czekają i kimś, kto swoją obecnością pomaga innym ludziom.
Były takie momenty, kiedy brakło mi siły do samej siebie. Kiedy to, co widziałam o sobie, było dla mnie przygniatające. Wtedy pomagała mi natura i obecność innych ludzi, one dawały mi jasne sygnały, że życie jest piękne i że warto iść dalej. Kiedy byłam w lesie, las dodawał mi życia i wrażliwości. Budziło się moje ciało, zaczynałam czuć serce i słyszeć cicho głos swojej duszy. Kiedy byłam z ludźmi, czułam, jak bardzo we mnie wierzą, nawet w momentach, kiedy jest mi ciężko. Czułam ich wielkie serca i widziałam, jak przechodzili własne potknięcia i dzielili się swoją radością, swoją wiarą, swoją spontaniczną radością dziecka. Była w tym siła, która mi pomagała.
W lesie spotkałam się z Bogiem w sobie. W lesie docierało do mnie, że jestem ważna i potrzebna. Że nawet jeśli się gubię i potykam, to jest to etap, który przejdę. Że jestem kochana i że ta miłość mnie odżywia. Jestem kochana nawet nie przez kogoś konkretnego, po prostu jestem kochana. Ta miłość mnie otwiera. Czułam, że moje otwarcie rozprzestrzenia się dalej, otwierają się inni.
Takie odczucie było ze mną, że coś/ktoś nade mną czuwa, nad nami wszystkimi. Coś większego ode mnie chroni mnie i innych ludzi. I to dawało mi siłę w każdym momencie. I nawet kiedy targały mną burze, gdzieś w środku był ten spokojny punkt, i coś mi mówiło: 'idź dalej’. I szłam dalej, i dostawałam wiele darów i łask.
I przyszło wiele mistycznych doświadczeń. Jak wtedy, kiedy poczułam się sama na świecie. I nagle wszędzie wokół zobaczyłam znaki – wskazówki, jak dotrzeć do ludzi, do bycia razem. Nagle przypominały mi się wypowiedzi przyjaciół, i każda z tych wypowiedzi była jak pomocna kochająca dłoń podana mi na drodze, na której się potykałam. Więc wstawałam i szłam dalej. I pojawiła się we mnie taka klarowność, taka wiara w siebie, taka wiara w sens wspólnego bycia razem i pomagania innych, że pobiegłam, jakbym miała skrzydła, które mnie unosiły. Czułam, co robić, jak działać i jak żyć. I że jedyne, co mam robić, to patrzeć na te znaki wokół mnie, bo one cały czas są. Coś większego ode mnie mnie prowadzi, i wystarczy że za tym pójdę, a moje życie ma sens i wartość. Znaki prowadziły do innych ludzi, do tych, którzy w tym momencie potrzebują wsparcia. I to wsparcie to nie było niby nic wielkiego – to była totalna obecność moja i innych ludzi. I w tej totalnej obecności się spotkaliśmy i wydarzyły się cuda. Takie małe, ważne cuda, które dają siłę i radość na bardzo długo.
I był sen Joasi, żeby zwracać uwagę na kamienie, które są na drodze. Sen, który mnie prowadzi cały czas – zwracaj uwagę na detale, bo są w nich diamenty. Wszędzie wokół Ciebie są dla Ciebie błogosławieństwa – tylko je zobacz i podaj dalej.
I przyszło to poczucie, że mogłabym być sama na świecie i w tym świecie byłby 'porządek’. Nikt by mnie nie zaburzał, nie przeszkadzał. Lecz życie jest w spotkaniach z innymi. I pojawia się chaos.. Cudowny chaos, denerwujący chaos, piękny chaos, kreatywny chaos… I z tego chaosu coś się rodzi. Wymiana spojrzeń, dotknięcie dłoni, uśmiech. I dzieje się coś dużo głębszego i ważniejszego… Magia spotkania… Mistyka życia codziennego.
I poczułam, że moje źródło jest we mnie. Poczułam, że kiedy opieram się wyłącznie na innych ludziach, to ranię świat wokół siebie. A kiedy czuję swoje źródło w sobie, to czerpię z niego obficie, przekraczam swoje słabości, docieram do mojej wrażliwości i radości i hojnie się dzielę z innymi. Dla wspólnej radości, dla wspólnego bycia, dla wspólnego śpiewania i celebrowania każdej chwili. Niech tak się dzieje! Howgh!
Anna. warsztat tantryczno-szamański „Wędrówka Zakochanych”, kwiecień 2017