Bożena

Tantra – ścieżka miłości i samopoznania

Tantra – ścieżka miłości i samopoznania

Mój mężczyzna trafił na zajęcia u Mariusza i Gayi pierwszy. Kiedy wrócił, w naszym domu zagościła magia. Magia życia w pełnej krasie – w jednym tyglu trudne chwile mieszały się z chwilami niezwykłymi. Poczułam, że oto rozpościera się przed nami nowa ścieżka – niełatwa, a jednak jedyna właściwa na ten moment. Weszłam na nią bez zastanowienia, nieświadoma tego, co się może wydarzyć, ciągnięta przez siłę, której rozum nawet nie próbował objąć.
Wyruszyłam w niezwykłą podróż i wciąż jestem w drodze…
Przyjechałam podekscytowana niewiadomą, ciekawa siebie i innych.  Byłam przekonana, że rozpoznaję większość swoich lęków. W przyzwoitych (jak mi się wówczas wydawało) relacjach z własnym cieniem zamierzałam dzielnie stawić czoła temu, co nie pozwalało mi być do końca sobą i iść dalej. Wierzyłam, że nie boję się otworzyć na innych, że jestem już dość zaprzyjaźniona z własną seksualnością i oto jadę po prostu ją zgłębiać.
Szybko okazało się, jak mało wiedziałam…
Niemal natychmiast doświadczyłam, że najtrudniej jest mi otworzyć się na samą siebie, zaufać sobie i otrząsnąć z oczekiwań oraz niepokojów, które blokują autentyczne doznania. Na warsztatach, pod uważnym przewodnictwem moich nauczycieli, pomału odsłaniałam siebie prawdziwą, zdejmując kolejne warstwy skrywające wrażliwość. Powolutku uchylałam drzwi do serca, by po chwili z trzaskiem je zamykać. Wychodziły stare zranienia i piekły okrutnie…

Ja kobieta
Ja – słaba
Ja – zmysłowa
Ja – dzika
Ja – delikatna
Ja – zraniona
Ja – silna
Ja… dziwka

Wszystkie one pokazywały swoją twarz, wynurzały się na powierzchnię i wołały o akceptację. Niełatwo było je przyjąć. Przyznam, że szarpałam się z tymi wszystkimi „Ja”… Odwracałam się plecami, dąsałam, krzyczałam wściekła i tupałam jak zbuntowana kilkulatka.
Medytacje dynamiczne pozwalały choć trochę strząsać napięcia, wyrażać to, co niewyrażone przez lata odkładało się w każdym mięśniu, blokując ciało. W trakcie ćwiczeń ciało, umysł i emocje stawały się pomalutku jednym. Nie było to proste, ale zaczęłam CZUĆ – siebie i innych. Każde kolejne ćwiczenie, spojrzenie w oczy, dotyk zbliżały mnie do prawdziwej siebie, a zarazem pozwalały na coraz bardziej autentyczny kontakt z drugą istotą. Zaczęło do mnie docierać, że nie tylko wszystkie aspekty mojego „Ja” to jedno i każdy z nich zasługuje na przyjęcie i integrację, ale także, że moje zespolone „Ja” i  otaczający mnie ludzie również stanowimy Jedność. Kiedy poczucie oddzielenia z wolna zanikało, zaczęłam dostrzegać, jakie te moje ludzkie lustra są piękne.

Poczułam ogromne wzruszenie i wdzięczność wobec mojej formacyjnej rodziny jako całości i każdego z osobna za towarzyszenie mi w tej niezwykłej drodze donikąd. Poczułam miłość do moich nauczycieli za świadome i szczere prowadzenie, kiedy z zamkniętymi oczami kroczyłam tam, gdzie rozum nigdy by mnie nie zaprowadził.
Nagle zamiast oceny pojawił się zachwyt, a wraz z nim bliskość. Delikatna bliskość z samą sobą, własną kobiecością, seksualnością, zmysłowością, ale także dzikością, na którą sobie pozwoliłam. Bliskość z drugą osobą – cielesną, duchową, seksualną i emocjonalną, czasem szaloną i drapieżną, a jednocześnie bardzo, bardzo delikatną i wrażliwą. Dzięki tym – nieraz bardzo krótkim – chwilom doświadczałam głębokiego kontaktu. Wyszłam poza sferę zranień i wyobrażeń, pozwalając sobie tym samym na przyjemność.

Z każdym kolejnym spotkaniem taniec i kontakt wypełniały się coraz bardziej spontanicznością. Sięgnęłam po szczerość. Pomału zaczęłam też wchodzić w kontakt z ziemią i czerpać z niej siłę oraz poczucie bezpieczeństwa. Lekcje, które pobierałam i których sama sobie udzielałam uczyły mnie odpowiedzialności za siebie i własne emocje. Poczułam w sobie siłę kreacji – a to wspaniałe uczucie…
Mając świadomość i poczucie kontaktu ze sobą, mogłam zacząć w rzeczywisty sposób otwierać się na innych. Przestawałam udawać i mogłam zacząć ofiarować i przyjmować prawdziwe spotkanie. Uczyłam się też rozpoznawać, czego tak naprawdę chcę oraz zauważać chwile, w których przekraczam własne granice, a także pozwalam robić to innym. Zrozumiałam, jak często nie szanuję granic tych, z którymi się spotykam. Zaczęłam czuć i dostrzegać, kiedy nieświadomie uwodzę, a kiedy zbliżam się do drugiego człowieka z otwartym sercem.
Okazało się, że gdy dajemy światu odetchnąć, on zwraca się ku nam, dzieląc się tym, co naprawdę niezwykłe i piękne.
Na formację przyjechałam z rozległą raną na poczuciu własnej wartości i kobiecości. Z nostalgią spoglądałam na inne, doskonalsze kobiety – piękniejsze ode mnie, bardziej pożądane, prawdziwsze, subtelniejsze, zdecydowanie bardziej zmysłowe i kobiece… W trakcie kolejnych spotkań zaczęłam dostrzegać, jak bardzo one wszystkie są moim odbiciem, jak wiele nas łączy. Moja kobiecość i seksualność pomalutku wynurzały się z mroku. Budziły się na nowo. Oczywiście nie obyło się bez porażek, większych i mniejszych potknięć – fantasmagorie umysłu wyrywały mnie niejednokrotnie z teraźniejszości. Jednak nauczona już słuchać własnego ciała, ufałam temu, co czuję i dzięki temu udawało mi się wracać do „tu i teraz”.

Przyjęłam własną dzikość i delikatność – zauważyłam ich piękną komplementarną  naturę i wartość. Poczułam, że właśnie dzięki nim mogę być sobą i dotykać poczucia pełni.
Kończę formację jako piękna kobieta, która dojrzewając, z każdą chwilą uczy się otwierać serce i coraz obficiej korzystać ze swojej zmysłowości i siły.
Dzięki spotkaniu z Gayą i Mariuszem oraz zwyczajnymi-niezwyczajnymi ludźmi, których wokół siebie gromadzą, poczułam, że jestem warta, aby otaczała mnie miłość i wszelkie wspaniałości tego świata. Pojęłam też, że mam moc stwarzania tego, co rozkwita wokół mnie, że sama jestem kreatorem swojego losu. Tantrze zawdzięczam świadomość własnej soczystej seksualności, z której mogę czerpać energię oraz siłę do codziennego życia i tworzenia. Na formacji poczułam, że mam dostęp do tej energii, bo tak naprawdę ona jest we mnie. Mogę do niej sięgać, aby rozkwitać i dzielić się tym z innymi.

Wiele potknięć przede mną, ale dzięki zajęciom tantry u moich nauczycieli wiem, że pojmując swoją prawdziwą naturę i dotykając tego, co naprawdę ważne, mogę nie tylko przezwyciężać trudności, ale również doświadczać rozkoszy oraz żyć i dzielić się miłością. Dzięki nim zrozumiałam, że połączenie serca i seksu może mnie doprowadzić… no właśnie, nie wiadomo dokąd. Ale właśnie to okazuje się najpiękniejsze…
Wkraczam w nowy czas dzielenia się z poziomu miłości oraz czerpania z tego radości i poczucia spełnienia. Czas doceniania własnego piękna i urody świata. Czas zachwytu nad tym, co przynosi życie. Czas otwierania serca. Czas siły i delikatności w jednym.
Jak zwierzę wypuszczone z klatki, zaczynam cieszyć się wolnością. Wolnością od ograniczeń i wytworów własnego umysłu. Ufam ciału oraz intuicji i ze świadomością kontynuuję tę ekscytującą podróż donikąd…

Bożena