David, Szkoła Tantry Serca, Formacja Psychodynamiki Relacji i Komunikacji Ciała, sp. 6, 2025

Patrząc wstecz na moją dwuletnią podróż przez te sześć poziomów, widzę łuk głębokiej inicjacji. Jestem nie do poznania — ani dla siebie ani dla innych. Przyszedłem z przekonaniem, że jestem oddzielony, stojący z boku grupy, funkcjonujący z pozycji samotnej tożsamości. A jednak w rzeczywistości byłem głęboko uwikłany w archetyp wewnętrznego polityka — kalkulującego, dopasowującego się, tłumiącego prawdziwe pragnienia, by tylko być akceptowanym.

Oceniałem tych „politycznych” — tych, którzy mówili śliskimi półprawdami… nie zdając sobie sprawy, że to również był mój własny cień. Nie widziałem jeszcze, jak bardzo moja energia była uwikłana w ukryte agendy i niezobowiązujące pozowanie. Moje pragnienie służby było prawdziwe, ale filtrowane przez potrzebę bycia zaakceptowanym, bezpiecznym, pozostania niewidzialnym w moim pełnym, promiennym wyrazie.

I wtedy wrzucono mnie do ognia. W tyglu pola grupowego nie mogłem się już chować. W ogóle. Całkowicie nagi, bez żadnej zbroi. Każde działanie, każde słowo, każde spojrzenie — było widziane, odczuwane i odbijane. Byłem rozliczany nie tylko z intencji, ale z tego, jak moja energia wpływa na innych. Iluzja oddzielenia rozpadła się. Żar wypalił maski, których istnienia nawet nie byłem świadomy.

Zobaczyłem, jak często — szczególnie w bliskości — porzucałem swój kierunek. Jak oddawałem swoją esencję, wszystko w imię relacji, którą nazywałem miłością, a która często skrywała porzucenie samego siebie — i mojego wkładu dla świata.

Ale pośród tego wszystkiego dotknąłem czegoś czystego. Chwili prawdziwej służby. Błysku radości, która nie szukała uznania, nie chciała być lubiana, nie szła na kompromis w imię przynależności. To była emanacja duszy — miłość jako dar, a nie strategia.

Moja dusza jest jak ptak, kiedyś uwięziony w klatce ego. Drzwi były otwarte, ale i tak próbowałem wciągać innych w moje zniewolenie, zamiast odlecieć wolny. Teraz rozumiem cenę tego wyboru.

Rozumiem głębokie dary, które otrzymałem dzięki tantrze.

Naprawdę mam WSZYSTKIE narzędzia, by żyć w bogactwie, radości, pięknie i służbie.

Nie chcę już żyć z poziomu umysłu. Nie chcę prowadzić z miejsca potrzeby zadowolenia innych. Chcę stać w jasnej, autentycznej emanacji tego, kim naprawdę jestem — i wnieść to do miłości, przewodzenia i służby.
Wyjechałem z Nieustraszonością.

To nie jest koniec. To kolejny próg.
Czas obudzić się do życia.