Marcus, warsztat szamański Wędrówka Bohatera

Dużo słyszałem o Wędrówce Bohatera. To warsztat, który trzeba przeżyć. To warsztat, który otwiera serce i który daje moc żeby z otwartym sercem żyć.

Moja wędrówka

Dużo słyszałem o Wędrówce Bohatera. To warsztat, który trzeba przeżyć. To warsztat, który otwiera serce i który daje moc żeby z otwartym sercem żyć. Gdy dowiedziałem się że jest w Rezerwacie Wilków na Litwie poczułem że to jest to miejsce, moje miejsce. Kulminacyjnym punktem każdej Wędrówki jest konfrontacja Bohatera z Demonem. Zderzenie dwóch osobowości, które są w nas samych. Zderzenie, które w pewnym momencie wprowadza nas w stan kompletnej schizofrenii, by w ostateczności doprowadzić do rozwiązania.

Przewodnik duchowy, Bohater, Demon i Instrument mocy

Ale zanim dojdzie do konfrontacji poznajemy zarówno naszego Bohatera jak i naszego Demona. No i wybieramy naszego przewodnika duchowego oraz instrument mocy – niezbędne wsparcia żeby przejść konfrontację. W moim przypadku schizofrenia pojawiła się dość szybko. Długo przed tym zanim rozpoczęliśmy konfrontację. A w zasadzie od samego początku. Gdy zaczęliśmy od poszukiwania przewodnika duchowego pojawił mi się wódz germański. Wielki tur, dzika postać z długimi włosami i brodą, ubrany w skórę niedźwiedzia, stojący na wzgórzu, trzymający ogromny drąg zakończony żelaznym młotem, rzucający wyzwanie przeważającej armii rzymskiej, silny i nieustraszony, gotowy na śmierć. Wódz z początkowej sceny Gladiatora. Było to o tyle zaskakujące, że oglądałem Gladiatora wielokrotnie i zawsze podziwiałem Maximusa-Gladiatora, zupełnie nie dostrzegając germańskiego wodza. A jeżeli już to z pewną satysfakcją oglądając jego upadek po wbitych mieczach Rzymian. Fascynujące jest, że wybierając kartę mojego przewodnika duchowego, wziąłem kartę z leżącym rycerzem z wbitymi dziesięcioma mieczami.

Następnie pojawia się nasz Bohater. W moim przypadku to Marcus, w herbie piękne, kute, ogromne ale zamknięte drzwi (jak się potem okazało drzwi do Krainy Cudów), z misją: rodzina i z mocą: męskość. Potem wcielamy się w postać Demona. Tutaj szło mi genialnie. Mój Demon, Imadło, miał ogromną moc tworzącą zaciski nie do uwolnienia. Poczułem się bardzo mocno w sobie. Doszło do tego że jak w tę postać Demona wszedłem to nie mogłem się od niej uwolnić. Następnego dnia jak wybieraliśmy instrument mocy, instrument pochodzący z natury, gdzieś z lasu, który ma pomóc przejść konfrontację i wejść do Krainy Cudów, odnalazłem w pobliżu naszej polany, wśród uli z pszczołami, dwa duże żelazne przedmioty: pierścień i śrubę. Jak je podnosiłem to poczułem takie zjednoczenie z moimi dłońmi, że moje ręce natychmiast poszły w ruch gotowe do walki. Okazało się że to narzędzia ogromnej mocy ale mocy agresywnej i niszczącej a nie otwierającej wejście do Krainy Cudów. Więc poszedłem na poszukiwania raz jeszcze. Dokładnie jak w moim życiu. Rzadko coś mi wychodzi za pierwszym razem. Jak szedłem odłożyć te metalowe przedmioty to mój wzrok powędrował w kierunku pięknej sosny, rosnącej tuż przy naszej polanie (ponownie dokładnie jak w moim życiu – szukam gdzieś w oddali, kombinuję, a wszystko co potrzebuję jest w zasięgu wzroku, w pobliżu, gdzieś koło mnie, jest we mnie), całej w słońcu, z dolnymi gałęziami układającymi się w daszek. Daszek niejako ochraniał i czerpał energię z kamieni leżących pod sosną. Podszedłem do sosny, chciałem znaleźć jakąś opadłą gałązkę ale poczułem chęć zerwania świeżej. Na zerwanej gałązce rosły koło siebie dwie większe zielone szyszki, a  poniżej dwie mniejsze. Poczułem, że ta gałązka symbolizuje życie, rodzinę, moją Krainę Cudów. Powąchałem oderwaną końcówkę i natychmiast świeży  zapach sosny pobudził moje zmysły i uruchomił wyobraźnię. Pojawił się las sosnowy, piękne wydmy, szeroka plaża i ogromna, otwierająca, nieskończona przestrzeń falującego morza. Powoli stawałem się gotowy do konfrontacji.

Pierwsza Konfrontacja

Konfrontacja była wyniszczająca. Trwała ponad 6 godzin. Podczas nieustannej walki mojego Bohatera z moim Demonem czułem ogromną samotność, wyczerpanie i pojawiające się coraz większe zniechęcenie. Dostałem instrument mocy , dostałem przewodnika duchowego ale nie poczułem od nich żadnego wsparcia. Czułem zacisk w podbrzuszu, który się uwalniał, ale nigdy całkowicie, nigdy do końca. Uderzałem w worek,  krzyczałem, stałem i głęboko oddychałem, ale czułem że zawsze coś zostawało, coś zaciskało. W pewnym momencie, po jednym z kolejnych ciosów w worek, stanąłem i nagle poczułem jak przez moje lewe ucho wydobył się potężny, uwalniający strumień powietrza. Moje ucho stało się ogromną, oczyszczająca się tubą. I gdy powietrze uszło spontanicznie wyrwało mi się: ja słyszę, ja słyszę! I doszło do mnie że wiele lat temu mając badanie słuchu okazało się że na jedno ucho słyszę dużo gorzej. Czyżby ucho zostało kiedyś zablokowane przez emocje, przez odrzucanie docierających do mnie słów? I rzeczywiście zacząłem zdecydowanie wyraźniej słyszeć, wszystkie dźwięki nabrały innej, piękniejszej barwy. Słyszałem jeszcze nie na tyle wyraźnie żeby usłyszeć przewodnika duchowego ale wrażenie było piorunujące. I tak kontynuowałem konfrontację, która ostatecznie doprowadziła do zjednoczenia. Zjednoczenia Demona z Bohaterem. Stałem w środku nocy, na polanie wśród drzew i wołałem: kocham, kocham, kocham!

Kolejna konfrontacja

Dni po konfrontacji miały być spokojniejsze. Mieliśmy przechodzić kolejne próby, aż do próby najważniejszej. Zakładaliśmy, że próby nie będą tak wyczerpujące jak konfrontacja. W moim przypadku okazało się jednak, że nie były to próby tylko kolejne konfrontacje.  Najpierw po obiedzie, z opaską na oczach, zostałem zaprowadzony do wybranego przez inną osobę cudownego miejsca w lesie , gdzie miałem czekać na bębny, po usłyszeniu których miałem zdjąć opaskę i wrócić na kolację. Zadanie z gatunku niezbyt skomplikowanych. Osoba, która mnie zaprowadziła, posadziła na pieńku, dała drobną gałązkę i zostawiła. Przyjąłem pozycję medytacyjną i pomyślałem że trochę pomedytuję, usłyszę bębny i po prostu wrócę. W wybranym miejscu były jednak ogromne ilości much i różnych insektów, które nie dawały mi spokoju. Natchnęło mnie, że być może po prostu stan mojej medytacji nie jest zbyt głęboki. Jak wejdę głębiej to przestanę czuć swoje ciało i muchy nie będą mi przeszkadzały. Insekty nie dawały jednak za wygraną. W pewnym momencie poczułem gałązkę w mojej prawej ręce i wstąpił we mnie demon. Zacząłem walczyć i gwałtownie odganiać muchy. Trwało to pewien czas i nie przynosiło żadnego rezultatu. Więc zamieniłem się w bohatera, który zaczął negocjować z muchami i komarami prosząc je, żeby oczywiście siadały i korzystały z mojego ciała, ale żeby nie kąsały bo jesteśmy przecież częścią jednego wszechświata i nie powinniśmy siebie krzywdzić. I ta strategia również okazywała się nieskuteczna. Zaczęło pojawiać się poirytowanie połączone z powolnym zniechęceniem i wątpliwościami czy wytrzymam do odgłosu bębnów, sygnału do powrotu. Aż w pewnym momencie … przyszedł do mnie wódz germański, mój przewodnik duchowy, który nie dał mi wsparcia podczas nocnej konfrontacji. Ale zobaczyłem go inaczej niż wcześniej. Już nie stał majestatycznie, nieruchomo na wzgórzu. Był w niesamowitym wirze, z ogromną mocą nieustannie obracał drąg zakończony żelaznym młotem , po prostu wulkan energii. I stało się coś niewiarygodnego. Wyskoczyłem z pieńka, moje dwie nogi wbiły się w ziemie (fascynujące, bo podczas ćwiczenia medytacyjnego przed wyjściem do lasu pojawiło mi się drzewo z dwoma bardzo silnymi korzeniami), głęboko zakorzeniły  i zacząłem niesamowity taniec. Czułem niewiarygodną energię i moc. Muchy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. W międzyczasie usłyszałem bębny, które zamiast skłonić mnie do powrotu wprowadziły w trans. Całkowicie się w tym transie zatraciłem. Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej czułem taką energię. Po dłuższym czasie zatrzymałem się. Wziąłem głęboki  oddech i poczułem jak w moim ciele tworzy się ogromna tuba przez którą z podbrzusza wydobył się potężny strumień powietrza. Na takie „odbeknięcie”, na takie uwolnienie zacisku, czekałem całą poprzednią, nocną konfrontację. I tak stałem w lesie, z opaską na oczach i odbekiwałem i czyściłem kolejne zaciski: z podbrzusza, z brzucha, z klatki piersiowej i z gardła. Poczułem niewiarygodną lekkość , uwolnienie i wzruszenie. Zatrzymałem się, zdjąłem opaskę, spojrzałem i rozpłakałem. Zobaczyłem cudowne miejsce. Polana w środku lasu, piękny leśny krajobraz i przestrzeń. Fascynujące jest to, że wyczułem to miejsce i zwróciłem na nie uwagę wcześniej podczas spaceru kiedy to ja szukałem cudownego miejsca w lesie dla innej osoby.

Noc w lesie

Kolejna próba to spędzenie nocy w lesie z opaską na oczach. Były co prawda krótkie chwile niepokoju, ale już wiedziałem jak się integrować, jak uwalniać swoją moc i swojego demona. Także czułem się spokojnie i pewnie. Obudziły mnie promienie słońca, wstałem, zdjąłem opaskę i … zobaczyłem miejsce, którego od pewnego czasu szukałem. Miejsce mojego przyszłego życia. Piękne leśne siedlisko, wiejskie krajobrazy, pola, w oddali las i ogromna przestrzeń. I nagle na tych polach dostrzegłem bociana. Stał nieruchomo, niewiarygodnie mocno zakorzeniony. Podczas gdy ja podziwiałem otaczającą przestrzeń, pakowałem się, rozmyślałem, on tak stał i stał bez ruchu, bez najmniejszego drgnięcia. Niewiarygodnie mocno przywiązany do tej ziemi , niewiarygodnie mocno zakorzeniony. I tak staliśmy i na siebie patrzyliśmy. Musiałem jednak wracać na naszą polanę, gdzie wkrótce czekała na nas najważniejsza próba. Okazało się że w moim przypadku była to kolejna, trzecia i ostateczna konfrontacja.

Najważniejsza próba i ostateczna konfrontacja

Podczas najważniejszej próby położyliśmy się w kręgu mocy. Najważniejsza próba rozpoczęła się od prowadzonej medytacji. Nasi bohaterowie przemierzali drogę do Krainy Cudów docierając do groty z napisem: najważniejsza próba. Jak wszedłem do groty to zobaczyłem że nie jest to grota tylko bardzo długi skalny tunel, na końcu którego ujrzałem prześwit i fragment siedliska, które zobaczyłem po nocy spędzonej w lesie. Głęboko i szybko oddychając rozpocząłem wędrówkę do tego prześwitu. W pewnym momencie zobaczyłem odchodząca od tunelu odnogę. I nagle z odnogi tej wyskoczył ziejący ogniem ogromny smok. Pojawił się mój Demon. Demon, który nie pozwalał mi iść dalej. I rozpoczęła się kolejna długotrwała, wyniszczająca konfrontacja. Czułem coraz silniejszy ból w okolicach serca. I gdy już zaczęło pojawiać się zniechęcenie nagle przyszedł do mnie mój instrument mocy, instrument, który mnie nie wsparł podczas pierwszej konfrontacji. Spojrzałem na gałązkę, poczułem świeży sosnowy zapach, zobaczyłem prześwit w grocie i nic nie było w stanie mojego bohatera zatrzymać. Wybiegłem z tunelu. Byłem w mojej spowitej słońcem Krainie Cudów. Okrzyki radości spontanicznie wydobywały się z mojego ciała. Zaczęły pojawiać się dreszcze. Kraina wyglądała identycznie jak krajobraz po spędzonej w lesie nocy. Dostrzegłem także bociana, tego samego i tak samo głęboko zakorzenionego. Mój oddech zaczął przyspieszać. Powoli traciłem na nim kontrolę. Jednak w pewnym momencie czarny cień zaczął nachodzić na całą Krainę coraz bardziej ją zasłaniając. W pewnym momencie jedynie wzgórze i bocian pozostawały w słońcu. Rozpoczęła się kolejna walka. Poczułem zaciski w podbrzuszu i ból w sercu. Przyspieszyłem oddech i uwalniałem napięcia. Zaciski powoli puszczały. Aż w pewnym momencie pojawił się drugi bocian. Bociany zbliżyły się do siebie, objęły i nastąpiła eksplozja. Przenikliwe jaskrawe światło objęło całą Krainę. Na moment straciłem całkowicie kontrolę nad oddechem, przez całe ciało przepływała energia, czułem wibracje, otwarcie serca i ciepło w podbrzuszu. Uniosłem rozciągnięte szeroko ręce do góry, zacząłem płakać i krzyczeć z radości. Byłem w Raju.

Zakończenie

W moim życiu nie było drogi na skróty. Na wszystko musiałem zapracować. Wciąż musiałem walczyć.  I widać podobnie miało być z Wędrówką Bohatera i konfrontacjami. Jedna, nawet ponad sześciogodzinna, to dla mnie za mało. Potrzebowałem drugiej, podczas której przyszedł do mnie mój duchowy przewodnik i dał mi moc i niewiarygodną energię. I trzeciej, podczas której mój instrument mocy otworzył mi serce. I na zakończenie, podczas końcowej medytacji, kiedy wchodziliśmy do kaplicy szukając na ołtarzu przedmiotu, nagrody, nie dostrzegłem żadnego przedmiotu. Dostrzegłem odbywającą się w kaplicy ceremonię ślubną. Ceremonię połączenia męskiej i żeńskiej energii, ceremonię połączenia mocy i otwartego serca.

Powrót  do domu

Jak wróciłem do domu włączyłem po raz kolejny Gladiatora. Jakże inaczej spojrzałem na ten film. Kiedyś zafascynowany czterema cechami wodza wymienianymi przez Cesarza Marka Aureliusza: mądrość , sprawiedliwość, hart ducha i wstrzemięźliwość, dostrzegałem te cechy u Maximusa-Gladiatora i dostrzegałem je w sobie. Tym razem zobaczyłem Maximusa – wielkiego  wodza, który wygrywał wojny, podbijał świat, cieszył się ogromnym autorytetem – jako człowieka, który przy tym wszystkim zatracił gdzieś otwartość serca i utracił najważniejsze dla siebie osoby, który perfekcyjnie realizując kolejne narzucane mu zadania poświęcił swoją Krainę Cudów. I przyszły do mnie słowa Rumiego: „Wczoraj  byłem bystry i chciałem zmienić świat. Dziś jestem mądry, więc zmieniam siebie”. Wędrówka Bohatera dała mi moc, żeby stać się mądrym.

Marcus, warsztat szamański Wędrówka Bohatera 2014