Ania, warsztat szamański Śmierć i Odrodzenie

Mój rytuał przekazał mi, że to, czego się boję, jest piękne, naturalne, cudowne.  Towarzyszyłam ludziom w ich rutuałach i zobaczyłam, że jest jeszcze tyle cudownych rzeczy do zrobienia, których jeszcze nie zrobiłam.  Z chęcią je zrobię, mam po co żyć.

I oto nadszedł ten moment: idę na spotkanie śmierci, umieram.  Wychodzę tunelem z jaskini, idę nago, trzymając za ręce dwójkę małych dzieci.  Idziemy spokojnie, z ufnością.  Idziemy ku światłu.  Światło jest wielkie, oślepiające, piękne.  Idziemy powoli, idziemy, idziemy, idziemy…

Światło w ogóle się nie przybliża.  Uświadamiam sobie, że nie tędy droga.  Powoli się odwracamy, idziemy razem w czerń jaskini. Światło za plecami.  Wchodzimy w całkowitą czerń.  Coś we mnie puszcza. Śmierć jest już blisko.  Słyszę z oddali głos: „Puść strach, puść przerażenie, puść lęk”.  Szukam tego strachu, szukam, szukam i nie znajduję.  Nie czuję strachu.  Idę na spotkanie Śmierci. Kiedy spotykam Śmierć, ma twarz i ciało mojego ukochanego.  Najpierw nie mogę tego przyjąć, ale zaraz zaczynam się cieszyć, akceptuję to.  Kocham Śmierć.  Jestem w domu.

Bardzo mnie ucieszył rytuał odrodzenia, w którym każdy mógł zrobić coś, czego nigdy nie zrobił.  Mój rytuał przekazał mi, że to, czego się boję, jest piękne, naturalne, cudowne.  Towarzyszyłam ludziom w ich rytuałach i zobaczyłam, że jest jeszcze tyle cudownych rzeczy do zrobienia, których jeszcze nie zrobiłam.  Z chęcią je zrobię, mam po co żyć.

Ania, warsztat szamański Śmierć i Odrodzenie